czwartek, 8 stycznia 2015

Rozdział 4 "Początek wojny"

   Od incydentu z Nigelem minął tydzień. Huncwoci omijali mnie szerokim łukiem, przez co większość swojego czasu spędzałam z Lily w bibliotece. Podczas tych krótkich siedmiu dni sporo się dowiedziałam o sobie. Byłam dobra z zaklęć i eliksirów, po mojej rudowłosej przyjaciółce i pewnym Ślizgonie, Severusie Snape'ie byłam ulubienicą Slughorn'a. Zaskakujące dla mnie i dla moich przyjaciół, był fakt, iż najlepiej radziłam sobie z Wróżbiarstwa i Historii Magii.
   Huncwoci, ku uldze Tamary, Dorcas i Lily, a ku mojej rozpaczy, całkowicie zapomnieli się zemścić na mnie. Tak przynajmniej myślałam...
   Był piątek. Przez niektórych najbardziej wyczekiwany dzień w tygodniu, inni natomiast zaczynali odliczać minuty do poniedziałku. Wstałam wcześnie, co mnie zdziwiło. Zwykle budziłam się pół godziny przed pierwszą lekcją i chodziłabym na lekcje z pustym brzuchem, gdyby nie moje przyjaciółki, które zawsze coś mi przynosiły. Wracając... Wstałam o szóstej i, by nie marnować czasu, poszłam do łazienki. Wzięłam zimny prysznic, by zmyć z siebie senność, po czym jednym ruchem różdżką wysuszyłam się. Opłukałam jeszcze twarz, by całkowicie się wybudzić i spojrzałam w lustro. Wyglądałam całkiem zwyczajnie. Miałam delikatne rysy twarzy, zgrabny lekko zadarty nosek, wskazujący na moją ciekawską naturę, morskie oczy i pełne usta w kolorze dojrzałych, soczystych malin. Jedna rzecz mi nie pasowała w moim wyglądzie, mianowicie włosy. Zwykle ciemno brązowe, prawie czarne delikatnie falowane, teraz były proste jak drut i błękitne. Wczoraj nie jadłam nic podejrzanego, a na eliksirach warzyliśmy prosty wywar Żywej Śmierci. Więc jakim cudem moje włosy są niebieskie!
- Huncwoci... - olśniło mnie. Kto inny zrobiłby coś tak dziecinnego! Z opowieści dziewczyn wiedziałam, że ich takie kawały nie łatwo się usuwają, więc nawet nie próbowałam. Za to dodałam coś od siebie. Wyczarowałam kilka liliowych pasemek i, o dziwo, całkiem fajnie to wyglądało. Przeczesałam je delikatnie szczotką, nałożyłam lekki makijaż i wyszłam, z przepełnioną głową różnymi pomysłami na zemstę. Szłam spokojnie korytarzem, mijając po drodze zszokowanych uczniów i przerażone gobeliny. Otworzyłam drzwi do Wielkiej Sali, skupiając na sobie wzrok wszystkich uczniów i nauczycieli, którzy byli akurat w pomieszczeniu. Pewna krukonka na mój widok zakrztusiła się konsumowanym tostem, a jakiś puchon wypluł sok dyniowy na przyjaciela siedzącego obok. A ja usiadłam przy stole Gryfonów i ignorując wścibskie spojrzenia i szepty, wzięłam coś do jedzenia i zaczęłam to jeść. Po kilku minutach do sali weszły dziewczyny. Omiotły spojrzeniem całe pomieszczenie i zatrzymały wzrok na mnie, a raczej na krzyklawym kolorze moich włosów. Ruszyły w moją stronę szybkim krokiem.
- Co ci się stało z włosami? - zapytała przerażona Dorcas.
- Huncwoci i zemsta... - powiedziałam tylko. Załapały w mig.
- Co zamierzasz zrobić? - w oczach Lily widziałam błaganie, bym nie zaczynała wojny.
- Zamierzam wymyślić dobrą zemstę i odpłacić im pięknym za nadobne. - miedzianowłosa westchnęła z rezygnacją. Po śniadaniu pierwszą lekcją było podwójne OPCM. Przed klasą stali już Huncwoci w otoczeniu kilku blondynek z toną tapety na twarzy. Lily próbował schować się za mną, lecz James ją zauważył.
- Hej, Evans! - zawołał wesoło i przeczesał ręką włosy. Aż mnie korciło, żeby mu coś zrobić, ale byłam grzeczną dziewczynką i usunęłam się z drogi chłopakowi, który zmierzał w stronę rudej.
   Stanęłam z boku i przyglądałam się z uwagą mojej różdżce. 11 i pół cala, giętka, rdzeń - opiłki z rogu jednorożca, jarzębina. Prawdziwy znawca różdżek po jej obejrzeniu może stwierdzić, iż nie param się czarną magią, którą tak czci mój "ojciec".
- Do twarzy Ci w niebieskim... - mruknął ktoś przy moim uchu. Podskoczyłam przerażona. Obok mnie stał Syriusz z swoim firmowym uśmieszkiem. Wykonałam ledwo zauważalny ruch różdżką i z radością patrzyłam jak jego przy długie kudły zmieniają kolor.
- Dzięki! A tobie do twarzy w różu, Black - powiedziałam i podałam mu lusterko, które nosiłam przy sobie. Spojrzał na nie z przerażeniem w oczach i zaczął piszczeć jak dziewczyna.
- Masz odczarować moje włosy! Teraz! - wrzasnął.
- Hmm... - udałam, że się zastanawiam. - Odczaruję od warunkiem, że ty odczarujesz moje, zgoda?
- Zgoda! - machnął magicznym patykiem i niebieskie włosy zniknęły. - Te fioletowe pasemka to nie moja sprawka! - uniósł ręce do góry, w geście poddania.
- Wiem. - powiedziałam, odczarowując jego kudły. - Sama sobie to zrobiłam. - podeszłam do niego i przybliżyłam się do jego ucha. - Ja jeszcze się zemszczę za te włosy. A moja zemsta będzie prawie tak okrutna jak zaklęcie Cruciatusa! - odsunęłam się, by napawać się jego przerażoną miną.
   W tym czasie przybył nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią. Nazywał się Jonh Bedell. Był średniego wzrostu, miał rzadkie ciemnoblond włosy i jasnobrązowe oczy. Na prawym policzku miał długą, świeżą szramę, lekko zaróżowioną.
- Proszę wejść! - zagrzmiał ochrypłym głosem. Gryfoni i Ślizgoni, z którymi mieliśmy OPCM, weszli do dużej przestronnej klasy z niewielkim podwyższeniem. Na ścianach wisiało wiele portretów słynnych pogromców olbrzymów oraz łowców wampirów i wilkołaków. W rogu ściany stała stara zabytkowa szafa z boginem.
- Dzisiaj nie będziemy ćwiczyć zaklęć. Dziś będziecie uczyć się praktyki. - oznajmił profesor. - Gdy kogoś wybiorę, ma wejść na podwyższenie i zacząć pojedynek. - wyjął z kieszeni kartkę z imionami i nazwiskami. - Na początek panna Hegel i panna Bacon. - pierwsza dziewczyna była niska, dość otyła i, lekko mówiąc, przestraszona. Druga to jedna z blondynek, które przed lekcją otaczały Huncwotów. Pewnie weszła na podwyższenie, w przeciwieństwie do przeciwniczki, która potknęła się o ostatni stopień. Walka po paru sekundach się skończyła, gdyż panna Bacon szybko rozbroiła dziewczynę. Kolejne walki nie były interesujące. Dopiero chyba szósta była warta uwagi.
- Pan Potter i pan Snape! - wyczytał nauczyciel. Każdy był ciekawy, jak potoczy się walka dwóch najzagorzalszych wrogów, którzy wchodząc na podest, patrzyli na siebie z nienawiścią. Ukłonili się i cofnęli o kilka kroków. Po odwróceniu się James od razu zaatakował. 
- Expelliarmus!
- Protego!
   Potem rzucił zaklęcie Severus, a Potter odbił. I tak to trwało przez 10 minut. Profesor Bedell, jak wszyscy uczniowie, zniecierpliwił się.
- Stop! - krzyknął. - Jest remis! Zejdźcie! - chłopcy zeszli mierząc się spojrzeniami. - Teraz panna Riddle i pan Black! - z uśmiechem na twarzy weszłam na podest. Oj, będzie zabawa! - pomyślałam wesoło.

_________________________________________________________________________________

Liczę na komentarze z pochwałami i krytyką^^


4 komentarze:

  1. Cudny rozdział *.* i dłuższy niż poprzednie, a to mnie cieszy xD Notka była ciekawa i podobają mi się bardzo! Jak u mnie napisałaś fragment rozdziału to od razu wiedziałam, że te włosy dotyczą Marie i nie myliłam się! Świetnego psikusa jej zdobili :D Riddle jak zwykle się odwdzięczyła. Ona to nigdy nie daje za wygraną. Hahaha. Black miał różowe włosy! Jak to musiało wyglądać ⌒.⌒ Jestem ciekawa walki Marie z Syriuszem. Na pewno będzie zacięta. Będę się śmiała, jak Riddle wygra z Blackiem! On na pewno się wtedy zemści xD Czekam na nn! Potopu weny życzę! Buziaczki ;****
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba przyznać, że jest to jeden z dłuższych Twoich rozdziałów - im dłuższe tym lepsze. ^^
    Jak zawsze Huncwoci nie mogli sobie odpuścić i musieli się zemścić. Jednakże Marie nie dała za wygraną. Black z różowymi włosami - świetnie to wymyśliłaś. :D
    Już nie mogę się doczekać pojedynku. Coś czuję, że będzie się działo! :3

    Pozdrawiam i jak zawsze życzę dużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. WAŻNE!!!
    Kochana! Właśnie zostałaś nominowana do Liebster Avard! Gratuluję! Więcej informacji na http://nowy-swiat-andrei.blogspot.com/2015/01/liebster-avard-02.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział:) Mogłabyś dodać na swojego bloga gadżet, dzięki któremu można cię obserwować? Proszę.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń