wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 6 "Pierwszy szlaban"

- Oj, Marie, Marie! - śmiała się Ruda. - Gdybyś widziała swoją minę! - spojrzałam na nią bykiem. Byłam w Pokoju Wspólnym Gryfonów, owinięta jak egipska mumia kilkudziesięcioma ręcznikami. Teraz ja byłam pośmiewiskiem całej szkoły! Black i jego świta zapłacą mi za to! Na domiar złego miałam jeszcze szlaban z Huncwotami. Ja nawet nie wiem za co! To oni wrzucili mnie do wody! Może za wpuszczenie chłopców do dormitoriów dziewczyn? Ty się nie odzywaj!
- Dobra, dobra, pośmiałyście się! - warknęłam zła jak osa. - A teraz Lily, czy mogłabyś z łaski swojej oddać moją różdżkę! - podczas ucieczki wypadł mi magiczny patyk. Z dwojga złego lepiej, że miał go Rudzielec niż jakiś Ślizgon!
- Masz! - rzuciła w moją stronę różdżkę.
- Dzięki! - odpowiedziałam, po czym ruszyłam do naszego dormitorium.

***

   Szłam właśnie na szlaban. Mój pierwszy szlaban. Lily, która miała jako takie doświadczenie w szlabanach, dała mi kilka wskazówek. Pierwszą z nich było nie spóźnić się, więc wyszłam z WG (Wierzy Gryffindoru) za dziesięć piąta. Droga do gabinetu McGonagall minęła mi bardzo szybko. Podeszłam do drzwi i zapukałam.
- Proszę! - usłyszałam. Pewnie nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia.
   Nie było ono ani duże, ani małe. Ściany były w czerwonym, lekko wyblakłym kolorze. Przy nich stały regały z książkami, większość z nich było o Transmutacji. Na środku pomieszczenia stało biurko z mahonia, za którym siedziała nauczycielka.
- O, panna Ridle! - zawołała. - Dobrze, że się pani nie spóźniła! - uśmiechnęła się przyjaźnie. Pokiwałam tylko głową, na znak aprobaty. Wybiła siedemnasta, a Huncwotów nie było. Profesor McGonagall powoli się niecierpliwiła. Pięć po siedemnastej. Dziesięć. Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - powiedziała zirytowanym tonem nauczycielka Transmutacji. Do gabinetu weszła dwójka uśmiechniętych od ucha do ucha gryfonów, jeden znudzony tym wszystkim prefekt i jeden żarłok.
- Jak miło żeście w końcu przyszli! - mruknęła zgryźliwie zdenerwowana profesorka. - Gryffindor traci po 5 punktów od każdego z was za spóźnienie! - Remus westchnął zrezygnowany. - Teraz za mną! - zarządziła McGonagall. Z ociąganiem wstałam z bardzo wygodnego fotela i ruszyłam za wicedyrektorką. Z wyższością uniosłam głowę, na znak mojej całkowitej pogardy dla Black'a i Potter'a. Peter'a zignorowałam, co było mu na rękę, a Lupin'owi posłałam cień uśmiechu. Tak jak Lily uważałam go za jedynego normalnego z tej popapranej paczki.
   Doszliśmy do gabinetu Filch'a. Profesorka zapukała lekko.
- Czego?! - warknął charłak, lecz, zobaczywszy surowy wzrok McGonagall, natychmiast się zreflektował. - W czym mogę pomóc?
- Panie Filch... - zaczęła nauczycielka. - Ma pan może jakieś zadanie dla Potter'a? - zapytała. Woźny spojrzał na James'a.
- Tak, tak! - ucieszył się. - Na pewno coś się znajdzie! - pociągnął Szukającego za rękaw. - Chodź szczeniaku! - gryfon puścił perskie oczko dla Black'a. Tylko ja to chyba zauważyłam. Cała nasza czwórka ruszyła w stronę Skrzydła Szpitalnego za profesorką. Tam zostawiła Potter'a i Pettigrew na "pastwę" szkolnej pielęgniarki. Czyli będę miała szlaban z Syriusz'em. Super! - pomyślałam. - Lepiej być nie mogło, naprawdę! 
- Wy odkurzycie puchary w Izbie Pamięci. - oznajmiła McGonagall. - A teraz oddajcie różdżki! - Bęcwał szybko położył swój magiczny patyk, a ja tylko dublikat. Drugą radą było zdublikować sobie różdżkę. Po co się męczyć, skoro magia może zrobić wszystko za nas :)
- Przyjdę za dwie godziny! - zakomunikowała profesorka. Odwróciłam się do drzwi i otworzyłam ją. Była ogromna. Pod każdą ścianą ze złota stała gablota, a w niej puchary od początku Hogwartu. Z Quiddith'a, Puchary Domów i mnóstwo, mnóstwo innych.
- Sporo sprzątania. - stwierdził mój wróg nr 1, sięgając po ścierkę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie koniecznie. - mruknęłam, wyjmując różdżkę z prawego buta. - Chłoszczyść! - Syriusz stanął z rozdziawioną buzią. - No co?!
- Co?! Gdzie?! Jak?! - wymamrotał.
- Różdżką, Black, różdżką! - odpowiedziałam, bawiąc się wspomnianym przedmiotem. - Mógłbyś się przesunąć? - bez słowa odszedł pod ścianę, a ja schowałam różdżkę z powrotem do buta. Odeszłam parę kroków do tyłu, zrobiłam z rąk ramkę. - Powinno wystarczyć. - wyszeptałam ledwie słyszalnie. - W sumie, to dzięki! - powiedziałam głośniej.
- Za co?
- Dzięki tobie mogę poćwiczyć! - zaczęłam biec, wyciągnęłam ręce do góry, zrobiłam kilka gwiazd, a na koniec wybiłam się do góry, zrobiłam śrubę w powietrzu i z lekkością i delikatnością baletnicy wylądowałam. - Jeszcze nie zardzewiałam!
- Łapo! Łapo zgłoś się! - usłyszałam. Chłopak, nadal zszokowany, sięgną do kieszeni, skąd wyjął małe lusterko. - No jesteś! Co się stało?
- Ja się jej boję! - pisnął. Potter wybuchnął śmiechem.
- A czego tu się bać? - zapytał rozbawiony. Zrobiłam do Black'a ruch, żeby mnie pokazał. Chłopak to zrobił, a wykonałam te same akrobacje, co wcześniej. - Ok, może jest czego, ale nie ma różdżki!
- Właśnie, że MA!!! - wrzasnął.
- Wiesz, co Black. - popatrzył na mnie. - Chyba częściej będę was ośmieszać! Szlaban z wami to czysta przyjemność!
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
_________________________________________________________________________________

I jak się podoba? Wpadłam na pomysł, by raz publikować tu, a raz TU!
Co wy na to?

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 5 "To jest zemsta Huncwotów, kochana"

Tak mnie lekko wena podtopiła, więc musiałam coś wylać.
Zapraszam na moje... coś!
______________________________________________________________

   Obudziłam się następnego dnia w wyśmienitym humorze. Zresztą, kto by się nie cieszył, że zrobił kawał największym kawalarzom w Hogwarcie?! Spojrzałam na zegarek, stojący na mojej komodzie. 7:30. Wow... Chyba zmieniam się w rannego ptaszka! Dziś sobota i można dłużej pospać, ale ja już się wyspałam, więc postanowiłam zająć łazienkę, póki dziewczyny śpią. Wzięłam jakieś przypadkowe ubrania i weszłam do łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic, wysuszyłam i pokręciłam włosy, ubrałam zabraną z pokoju odzież, którą okazała się biała opinająca ciało bluzka i czarne leginsy i moją ulubioną liliową bluzę. Przejrzałam się trochę w lustrze, po czym poczochrałam lekko swojej włosy, by były bardziej puszyste. Wyszła z łazienki i omiotłam pomieszczenie krytycznym wzrokiem. Był tu straszny burdel, ale można przeżyć. Dziewczyny dale spały, lecz poczułam, że moim obowiązkiem jest je obudzić. W bardzo wredny sposób! Bu-ha-ha-ha-ha!
   Wyszłam z naszego dormitorium i skierowałam swe kroki do królestwa Huncwotów. Otworzyłam cicho drzwi i rozejrzałam się po pokoju. Tu też wszyscy spali. Wyszeptałam odpowiednie zaklęcie i po chwili dwójka Huncwotów wisiała w powietrzu. Przeniosłam ich przez pusty pokój wspólny i wróciłam do swojego pokoju. Ruszyłam w stronę łóżka rudowłosej Gryfonki i obok niej położyłam Jamesa, a przy Dorcas-Syriusza. Wyczarowałam trzy kubły z lodowatą wodą, które umieściłam nad łóżkami współlokatorek. Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu! Obudzę dziewczyny i ponownie zrobię kawał Potterowi i Black'owi. Cichaczem wyszłam z dormitorium. Przez lekko uchylone drzwi przyjrzałam się śpiącym Gryfonom.
- Czas na pobudkę! - szepnęłam i krótko machnęłam różdżką, po czym pędem ruszyłam do Wielkiej Sali. Nie chciałam, by domyślili się, że to ja. Mimo pośpiechu zdążyłam usłyszeć wrzask przerażonych Lily i Dorcas.
   Jesteś okropna! Wiem, ale coś musiałam odziedziczyć po ojcu! Bez komentarza!
   Po kilku minutach biegu dotarłam do na śniadanie. Przy stole Gryfonów siedziało kilka osób. Usiadłam i spokojnie zaczęłam jeść. Nie minęło pół godziny, a na salę weszli Huncwoci z moimi współlokatorkami z istnym mordem w oczach.
   Oj, chyba mam kłopoty! No raczej! Mam dla ciebie dobrą radę. Jaką? WIEJ!!!
   Za radą mojego sumienia, wyskoczyłam z ławki i popędziłam na około do wyjścia.
- MARIE! - usłyszałam krzyk. Przyspieszyłam lekko, ale to nic nie pomogło. Przed drzwi do WS wyskoczyli Syriusz i James. Z tyłu natomiast stały Dorcas, Lily i Mara.
- Ładnie to tak budzić koleżanki? - zapytała wściekła Ruda. Mówiłam, że masz tego nie robić, ale ty mnie jak zwykle nie słuchałaś! Nic nie mówiłaś!!! Ale chciałam!
- Chłopaki! - krzyk Meadowes kazał mi przerwać kłótnie z własnym sumieniem. - ATAK!!! - wszyscy wyjęli różdżki i krzyknęli: - Aquamenti Maxima! - padłam plackiem na ziemię w ostatniej chwili. Moi oprawcy zaczęli oblewać siebie na wzajem, a ja doczołgałam się do drzwi i wyszłam.

***

   Ale masz nauczkę na przyszłość! Jaką niby?! Nigdy nie budź w ten sposób przyjaciółek, bo oberwiesz! No dzięki, sama bym w życiu się nie domyśliła! Nie ma za co, to ja spadam!
   Leżałam aktualnie na ramieniu Black'a. Za nim szli w odległości około jednego metra James, Lily, Dorcas i Tamara. Mój pomysł na kryjówkę nie był zbyt dobry, bo pół godziny później znaleźli mnie. Teraz Syriusz niesie mnie w stronę Sali Wejściowej. Już wiem, co kombinują! Ale ja jestem sprytniejsza!
- Syriuszu, postaw mnie! - zaczęłam swoją grę przesłodzonym tonem.
- Nie. - powiedział zimno.
- Proszę!
- Nie.
- Ale ja tak ładnie proszę! - pomachałam wdzięcznie oczami.
- Powiedziałem: nie! - syknął. Okej nie chcesz po dobroci, to trzeba podstępem.
- Pff... Powinieneś mi dziękować! - etap II już nie jest taki słodki.
- Niby za co?! - spytał oschle.
- No błagam Cię! - odpowiedziałam. - Chyba nie powiesz, że nigdy nie chciałeś widzieć Dor w mokrej koszuli nocnej?! - za odpowiedź miałam ciszę, więc ciągnęłam dalej. - Widać, że nie znasz się na żartach.
- Ja się nie znam?! - nadszarpnięte ego - jest! - JA SIĘ NIE ZNAM!!!
- Tak, bo nie chcesz mnie postawić! - jeśli to zrobi to ogłaszam uroczyście, że jest on podgatunkiem człowieka. Chłopak postawił mnie na ziemię.
- I co? 
- Jesteś najgłupszym stworzeniem jakie kiedykolwiek widziałam! - parsknęłam śmiechem, po czym zaczęłam biec najszybciej jak potrafię.
- EJ! - usłyszałam za sobą krzyk i stukot kilku par butów. Nie byłam szybka, ale teraz mogłabym wyprzedzić nawet Kubicę! Niestety, przeliczyłam się. Po kilku minutach biegu dogonił mnie Syriusz, złapał i prędko wyszedł na błonia, bo akurat złapał mnie przy Sali Wyjściowej. Było ciepło i każdy uczeń Hogwartu był tam. Wszedł na molo, które stało w jeziorze, daleko od jaskini trytonów.
- Hej! - krzyknęłam. - Ja wylałam na was tylko trzy wiadra wody i to w dormitorium, a wy chcecie mnie upokorzyć na oczach całej szkoły! To nie fair! 
- Jakby nie patrzeć, to ty wczoraj też upokorzyłaś nas na forum szkoły! - powiedział z ironicznym uśmiechem Black. - To jest zemsta Huncwotów, kochana! - i wrzucił mnie do wody.

________________________________________________________

Daje wam pełne pozwolenie na poćwiartowanie i spalenie mnie za ten pomiot prawdziwej prozy! Tylko zróbcie to szybko!