piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 2

Perspektywa Marie

   Szłam za profesor McGonagall przez długie i kręte korytarze Hogwartu. Z tego, co powiedział mi Dumbledore, wynika, że idę do Wielkiej Sali, gdzie przydzielą mnie do mojego domu, a są cztery:
Gryffindor Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. 
   Nie wiedziałam, do którego najlepiej się dostać, lecz wiedziała, że za żadne skarby nie chcę pójść do Slytherinu! Tam roi się od śmierciożerców, a poza tym był w nim Thomas Riddle, innym znany jako Lord Voldemort, mój ojciec, z którym nie chcę mieć nic wspólnego!
   Podczas moich rozmyślań doszłyśmy na miejsce. Czarownica z hukiem otworzyła drzwi do sali. Była ogromna! Mieściła pięć stołów, z czego jeden, należący do nauczycieli, stał na podwyższeniu. Zaczarowany sufit pokazywał piękne, błękitne niebo z kilkoma białymi, puchowymi chmurami, pod którym lewitowało kilka tysięcy zgaszonych świec. Przed stołem dla profesorów stał stołek z tiarą. Wcześniej trochę czytałam o Hogwarcie u Ministra Magii, więc wiedziałam, że to Tiara Przydziału. 
   Profesor McGonagall ruszyła przez salę, a ja dreptałam za nią. Większość uczniów patrzyło na mnie z nienawiścią, tylko z jednego stołu(Ślizgonów) były do mnie słane spojrzenia pełne strachu i... poddania?! Prychnęłam z pogardą. Nikt nie powinien mnie czcić ze względu na mego "ojca". Nauczycielka wzięła kapelusz i wskazała stołek. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam. Profesor McGonagall nałożyła ją na moją głowę.
   - Hmm... Trudny wybór! - powiedziała Tiara po długiej ciszy. - Masz w sobie wiele odwagi, umysł też niczego sobie... Na brodę Merlina! - krzyknęła. - Ile w tobie nienawiści do Czarnego Pana?! - zerknęłam na stoły. 
   Teraz role się odwróciły. To ze stołu Slytherinu patrzono na mnie z pogardą. Reszta spoglądała na mnie nieco przychylniej.
- Już wiem, gdzie Cię wysłać! - zamknęłam oczy, modląc się w duszy bym nie trafiła do Ślizgonów. - Griffindor! - ja chyba śnie! Czy ja słyszę... wiwaty?! Otworzyłam nie pewnie moje morskie oczy. To nie był mój wymysł! Oni na prawdę cieszą się z tego! Wstałam i ruszyłam do stołu. Wszyscy się życzliwie uśmiechali i gratulowali mi. Usiadłam obok tej rudowłosej dziewczyny, którą widziałam wcześniej. Po pięciu minutach wrzawa ucichła i każdy zajął się swoim talerzem.
   - Jestem Lily! - przedstawiła się właścicielka zielonych oczu. - To jest Dorcas, - wskazała brunetkę obok siebie. - A to Tamara! - i blondynkę siedzącą dalej.
- Jestem Marie. - odpowiedziałam. Zaczęłam rozmowę z nowo poznanymi dziewczynami, gdy ni stąd ni z owąt usłyszałam piski. Jak reszta dziewczyn odwróciłam głowę do źródła dźwięku. W drzwiach Sali stała czwórka chłopaków otoczona wianuszkiem podekscytowanych fanek.
   Jeden z nich był bardzo przystojny. Miał trochę za długie, kręcone włosy, królewskie lodowo-błękitne oczy i czarujący, arogancki uśmiech rozrabiaki.
   Drugi był blondynem z ciemno-brązowymi oczami. Nie wyglądał na osobę, która często i chętnie się bawi.
   Trzeci był... no cóż... pulpetem. Niski blondyn z szarymi oczami oraz płowymi, mysimi włosami.
   Czwarty również przyciągał wzrok. Wysoki, przystojny brunet patrzący na świat orzechowymi oczami zza okrągłych oprawek okularów.
   Cała czwórka ruszyła w stronę stołu Griffindoru. Ostatni chłopak, gdy mnie zauważył, stanął i rozszerzył oczy ze strachu.
   - Kim oni są? - zapytałam nieśmiało Lily. Dziewczyna prychnęła tylko.
   - To są Huncwoci. - odpowiedziała. - Ten, co tam stoi to James Potter, szukający naszej drużyny quididitcha, ten blondyn obok niego to Remus Lupin, jedyny normalny z ich paczki, a ten niski to Peter, nie wiem w sumie, co on z nimi robi?
   - A tamten? - wskazałam chłopaka z kręconymi włosami.
   - Syriusz Black. Szkolny cassanova i ścigający Griffindoru. - mruknęła.
   - Black?! Poznałam jego kuzynki, Bellatrix i Narcyzę, wyjątkowo wredne istoty! - odwróciłam się w stronę swojego talerza. W tym czasie chłopakom udało się doprowadzić kolegę do jakiegoś normalnego stanu.
   - Evans, nie przedstawisz nas? - zapytał Syriusz z aroganckim uśmieszkiem.
   - Marie Bellatrix Melanie Vivienne Alicia Riddle! - podałam mu rękę, wyprzedzając koleżankę. Chłopakowi szczęka opadła z wrażenia. Nie wiem, czy to za sprawą ilości moich drugich imion, czy po prostu wiedział, kim jest mój ojciec.
   - Bellatrix? - spytał zszokowany.
   - Wymysł "ojca" Śmierciożercy! - odparłam jedynie i ponownie całą swoją uwagę skupiłam na talerzu.

_________________________________________________________________________________

Drugi rozdział za mną! Nareszcie!
Mam nadzieję, że się spodoba!
Już wkrótce Rozdział 5 na cordelia-north-wilcze-opentanie.blogspot.com!
   

2 komentarze:

  1. Rozdział cudny! *.* Jajku! To naprawdę było genialne! Byłam pewna, że Marie trafi do Slytherinu, a tu proszę! Nie sądziłam, że jest w niej tyle nienawiści do ojca, no ale w końcu jest śmierciożercą. Najbardziej podobała mi się końcówka. Ta reakcja Syriusza! Genialne! Nie mogę doczekać się nn! Buziaczki i potopu weny życzę! ;*
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny! Lubię historie, w których córki Voldemorta trafają do Gryffindoru ( przy okazji pisze się GRYFFINDORU ) i nienawidzą Czarnego Pana, takich blogów jest naprawdę niewiele.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń