- Dobra, dobra, pośmiałyście się! - warknęłam zła jak osa. - A teraz Lily, czy mogłabyś z łaski swojej oddać moją różdżkę! - podczas ucieczki wypadł mi magiczny patyk. Z dwojga złego lepiej, że miał go Rudzielec niż jakiś Ślizgon!
- Masz! - rzuciła w moją stronę różdżkę.
- Dzięki! - odpowiedziałam, po czym ruszyłam do naszego dormitorium.
- Dzięki! - odpowiedziałam, po czym ruszyłam do naszego dormitorium.
***
Szłam właśnie na szlaban. Mój pierwszy szlaban. Lily, która miała jako takie doświadczenie w szlabanach, dała mi kilka wskazówek. Pierwszą z nich było nie spóźnić się, więc wyszłam z WG (Wierzy Gryffindoru) za dziesięć piąta. Droga do gabinetu McGonagall minęła mi bardzo szybko. Podeszłam do drzwi i zapukałam.
- Proszę! - usłyszałam. Pewnie nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia.
Nie było ono ani duże, ani małe. Ściany były w czerwonym, lekko wyblakłym kolorze. Przy nich stały regały z książkami, większość z nich było o Transmutacji. Na środku pomieszczenia stało biurko z mahonia, za którym siedziała nauczycielka.
- O, panna Ridle! - zawołała. - Dobrze, że się pani nie spóźniła! - uśmiechnęła się przyjaźnie. Pokiwałam tylko głową, na znak aprobaty. Wybiła siedemnasta, a Huncwotów nie było. Profesor McGonagall powoli się niecierpliwiła. Pięć po siedemnastej. Dziesięć. Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - powiedziała zirytowanym tonem nauczycielka Transmutacji. Do gabinetu weszła dwójka uśmiechniętych od ucha do ucha gryfonów, jeden znudzony tym wszystkim prefekt i jeden żarłok.
- Jak miło żeście w końcu przyszli! - mruknęła zgryźliwie zdenerwowana profesorka. - Gryffindor traci po 5 punktów od każdego z was za spóźnienie! - Remus westchnął zrezygnowany. - Teraz za mną! - zarządziła McGonagall. Z ociąganiem wstałam z bardzo wygodnego fotela i ruszyłam za wicedyrektorką. Z wyższością uniosłam głowę, na znak mojej całkowitej pogardy dla Black'a i Potter'a. Peter'a zignorowałam, co było mu na rękę, a Lupin'owi posłałam cień uśmiechu. Tak jak Lily uważałam go za jedynego normalnego z tej popapranej paczki.
Doszliśmy do gabinetu Filch'a. Profesorka zapukała lekko.
- Czego?! - warknął charłak, lecz, zobaczywszy surowy wzrok McGonagall, natychmiast się zreflektował. - W czym mogę pomóc?
- Panie Filch... - zaczęła nauczycielka. - Ma pan może jakieś zadanie dla Potter'a? - zapytała. Woźny spojrzał na James'a.
- Tak, tak! - ucieszył się. - Na pewno coś się znajdzie! - pociągnął Szukającego za rękaw. - Chodź szczeniaku! - gryfon puścił perskie oczko dla Black'a. Tylko ja to chyba zauważyłam. Cała nasza czwórka ruszyła w stronę Skrzydła Szpitalnego za profesorką. Tam zostawiła Potter'a i Pettigrew na "pastwę" szkolnej pielęgniarki. Czyli będę miała szlaban z Syriusz'em. Super! - pomyślałam. - Lepiej być nie mogło, naprawdę!
- Wy odkurzycie puchary w Izbie Pamięci. - oznajmiła McGonagall. - A teraz oddajcie różdżki! - Bęcwał szybko położył swój magiczny patyk, a ja tylko dublikat. Drugą radą było zdublikować sobie różdżkę. Po co się męczyć, skoro magia może zrobić wszystko za nas :)
- Przyjdę za dwie godziny! - zakomunikowała profesorka. Odwróciłam się do drzwi i otworzyłam ją. Była ogromna. Pod każdą ścianą ze złota stała gablota, a w niej puchary od początku Hogwartu. Z Quiddith'a, Puchary Domów i mnóstwo, mnóstwo innych.
- Sporo sprzątania. - stwierdził mój wróg nr 1, sięgając po ścierkę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie koniecznie. - mruknęłam, wyjmując różdżkę z prawego buta. - Chłoszczyść! - Syriusz stanął z rozdziawioną buzią. - No co?!
- Co?! Gdzie?! Jak?! - wymamrotał.
- Różdżką, Black, różdżką! - odpowiedziałam, bawiąc się wspomnianym przedmiotem. - Mógłbyś się przesunąć? - bez słowa odszedł pod ścianę, a ja schowałam różdżkę z powrotem do buta. Odeszłam parę kroków do tyłu, zrobiłam z rąk ramkę. - Powinno wystarczyć. - wyszeptałam ledwie słyszalnie. - W sumie, to dzięki! - powiedziałam głośniej.
- Za co?
- Dzięki tobie mogę poćwiczyć! - zaczęłam biec, wyciągnęłam ręce do góry, zrobiłam kilka gwiazd, a na koniec wybiłam się do góry, zrobiłam śrubę w powietrzu i z lekkością i delikatnością baletnicy wylądowałam. - Jeszcze nie zardzewiałam!
- Łapo! Łapo zgłoś się! - usłyszałam. Chłopak, nadal zszokowany, sięgną do kieszeni, skąd wyjął małe lusterko. - No jesteś! Co się stało?
- Ja się jej boję! - pisnął. Potter wybuchnął śmiechem.
- A czego tu się bać? - zapytał rozbawiony. Zrobiłam do Black'a ruch, żeby mnie pokazał. Chłopak to zrobił, a wykonałam te same akrobacje, co wcześniej. - Ok, może jest czego, ale nie ma różdżki!
- Właśnie, że MA!!! - wrzasnął.
- Wiesz, co Black. - popatrzył na mnie. - Chyba częściej będę was ośmieszać! Szlaban z wami to czysta przyjemność!
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
_________________________________________________________________________________
I jak się podoba? Wpadłam na pomysł, by raz publikować tu, a raz TU!
Co wy na to?
- Proszę! - usłyszałam. Pewnie nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia.
Nie było ono ani duże, ani małe. Ściany były w czerwonym, lekko wyblakłym kolorze. Przy nich stały regały z książkami, większość z nich było o Transmutacji. Na środku pomieszczenia stało biurko z mahonia, za którym siedziała nauczycielka.
- O, panna Ridle! - zawołała. - Dobrze, że się pani nie spóźniła! - uśmiechnęła się przyjaźnie. Pokiwałam tylko głową, na znak aprobaty. Wybiła siedemnasta, a Huncwotów nie było. Profesor McGonagall powoli się niecierpliwiła. Pięć po siedemnastej. Dziesięć. Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - powiedziała zirytowanym tonem nauczycielka Transmutacji. Do gabinetu weszła dwójka uśmiechniętych od ucha do ucha gryfonów, jeden znudzony tym wszystkim prefekt i jeden żarłok.
- Jak miło żeście w końcu przyszli! - mruknęła zgryźliwie zdenerwowana profesorka. - Gryffindor traci po 5 punktów od każdego z was za spóźnienie! - Remus westchnął zrezygnowany. - Teraz za mną! - zarządziła McGonagall. Z ociąganiem wstałam z bardzo wygodnego fotela i ruszyłam za wicedyrektorką. Z wyższością uniosłam głowę, na znak mojej całkowitej pogardy dla Black'a i Potter'a. Peter'a zignorowałam, co było mu na rękę, a Lupin'owi posłałam cień uśmiechu. Tak jak Lily uważałam go za jedynego normalnego z tej popapranej paczki.
Doszliśmy do gabinetu Filch'a. Profesorka zapukała lekko.
- Czego?! - warknął charłak, lecz, zobaczywszy surowy wzrok McGonagall, natychmiast się zreflektował. - W czym mogę pomóc?
- Panie Filch... - zaczęła nauczycielka. - Ma pan może jakieś zadanie dla Potter'a? - zapytała. Woźny spojrzał na James'a.
- Tak, tak! - ucieszył się. - Na pewno coś się znajdzie! - pociągnął Szukającego za rękaw. - Chodź szczeniaku! - gryfon puścił perskie oczko dla Black'a. Tylko ja to chyba zauważyłam. Cała nasza czwórka ruszyła w stronę Skrzydła Szpitalnego za profesorką. Tam zostawiła Potter'a i Pettigrew na "pastwę" szkolnej pielęgniarki. Czyli będę miała szlaban z Syriusz'em. Super! - pomyślałam. - Lepiej być nie mogło, naprawdę!
- Wy odkurzycie puchary w Izbie Pamięci. - oznajmiła McGonagall. - A teraz oddajcie różdżki! - Bęcwał szybko położył swój magiczny patyk, a ja tylko dublikat. Drugą radą było zdublikować sobie różdżkę. Po co się męczyć, skoro magia może zrobić wszystko za nas :)
- Przyjdę za dwie godziny! - zakomunikowała profesorka. Odwróciłam się do drzwi i otworzyłam ją. Była ogromna. Pod każdą ścianą ze złota stała gablota, a w niej puchary od początku Hogwartu. Z Quiddith'a, Puchary Domów i mnóstwo, mnóstwo innych.
- Sporo sprzątania. - stwierdził mój wróg nr 1, sięgając po ścierkę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie koniecznie. - mruknęłam, wyjmując różdżkę z prawego buta. - Chłoszczyść! - Syriusz stanął z rozdziawioną buzią. - No co?!
- Co?! Gdzie?! Jak?! - wymamrotał.
- Różdżką, Black, różdżką! - odpowiedziałam, bawiąc się wspomnianym przedmiotem. - Mógłbyś się przesunąć? - bez słowa odszedł pod ścianę, a ja schowałam różdżkę z powrotem do buta. Odeszłam parę kroków do tyłu, zrobiłam z rąk ramkę. - Powinno wystarczyć. - wyszeptałam ledwie słyszalnie. - W sumie, to dzięki! - powiedziałam głośniej.
- Za co?
- Dzięki tobie mogę poćwiczyć! - zaczęłam biec, wyciągnęłam ręce do góry, zrobiłam kilka gwiazd, a na koniec wybiłam się do góry, zrobiłam śrubę w powietrzu i z lekkością i delikatnością baletnicy wylądowałam. - Jeszcze nie zardzewiałam!
- Łapo! Łapo zgłoś się! - usłyszałam. Chłopak, nadal zszokowany, sięgną do kieszeni, skąd wyjął małe lusterko. - No jesteś! Co się stało?
- Ja się jej boję! - pisnął. Potter wybuchnął śmiechem.
- A czego tu się bać? - zapytał rozbawiony. Zrobiłam do Black'a ruch, żeby mnie pokazał. Chłopak to zrobił, a wykonałam te same akrobacje, co wcześniej. - Ok, może jest czego, ale nie ma różdżki!
- Właśnie, że MA!!! - wrzasnął.
- Wiesz, co Black. - popatrzył na mnie. - Chyba częściej będę was ośmieszać! Szlaban z wami to czysta przyjemność!
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
_________________________________________________________________________________
I jak się podoba? Wpadłam na pomysł, by raz publikować tu, a raz TU!
Co wy na to?